poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Nocne rozmowy


Środa, godzina pierwsza rano, ja i mój współdzielący rolę emigranta przyjaciel, kładziemy się spać. Za cztery i pół godziny pobudka i znowu do pracy. Mogłoby się wydawać, że noc jak każda inna, ale nie tym razem. Leżymy sobie w łóżkach i z powodu jakiejś nieznanej siły zaczynamy rozmawiać. Z początku tak zwyczajnie i niewinnie o głupotach. Ale od słowa do słowa i po chwili prowadzimy całkiem poważną konwersację na najbardziej nurtujące nas obecnie tematy. Wiem, że muszę iść spać, że pójdę do pracy w tak zwanym, przeze mnie, "zombie mode", ale rozmowa wciąga coraz bardziej, nakręca mnie i po chwili w ogóle nie jestem senny. Opowiadam o wszystkich sprawach, jakie mnie aktualnie męczą i z każdym wypowiedzianym zdaniem czuję się coraz lepiej. Dlatego nie staram się powstrzymywać, nie unikam zdradzenia się ze swoich najbardziej prywatnych myśli i uczuć. I to działa! Naprawdę pomaga! Tak prosta, i zdawałoby się przyziemna, rzecz jak rozmowa pozwala na odczucie ogromnej ulgi. Dlaczego myśli, które cię gryzą, zamienione w słowa przestają być tak dużym problemem? Wydaję mi się, że to przez ich kształt czy też formę. Myśl sama w sobie nie ma formy, jest czymś bardzo abstrakcyjnym dla nas i często nie wiemy jak się z nią uporać. Lecz kiedy wypowiemy je na głos, myśli nabierają kształtu,  w tym przypadku fal dźwiękowych o określonej długości. A z czymś, co posiada określoną fizyczną formę, nasz mózg jest już w stanie sobie poradzić. Oczywiście myśli można wyrazić na inne sposoby, nie tylko przez aparat mowy. Myśli można zmaterializować poprzez pisanie, rysowanie, granie, ogólnie ujmując, poprzez tworzenie. Ktoś może powiedzieć: no dobrze, ale takie formy wymagają pewnych umiejętności lub zdolności, a nie każdy takowe posiada. I będzie miał rację, ale na szczęście każdy z nas, jeszcze dzieckiem będąc, opanował sztukę mówienia. Tylko dlaczego nie każdy potrafi mówić to, o czym myśli? To już za pewne uwarunkowania społeczno-psychologiczne, ale ja wiem jedno - możesz to naprawić. Możesz przemóc strach przed wyrażaniem uczuć i zacząć mówić o rzeczach, o których wcześniej się obawiałeś. Wtedy wszystko zaczyna wyglądać inaczej i często staje się łatwiejsze, ponieważ masz możliwość zdystansować się do własnych słów, co w przypadku myśli nie jest takie łatwe. Jeszcze lepiej jest móc powiedzieć wszystko, co masz do powiedzenia, komuś, kto cię wysłucha i zrozumie twój punkt widzenia. Wtedy, na prawdę, taka rozmowa staje się lekarstwem. Całe szczęście, że mogę właśnie tak porozmawiać sobie z kumplem, w każdej chwili, kiedy czuję taką potrzebę, nawet o drugiej w nocy w środku tygodnia. 

Takie coś przydarzyło mi się dzisiaj. Przegadaliśmy dobre półtorej godziny, ale mogłem powiedzieć wszystko, co tylko chciałem i tak zrobiłem. Dzięki temu wiem, że teraz  nie jestem sam ze swoimi problemami. Zostałem wysłuchany i (mam nadzieję) zrozumiany. Za pomocą słów urealniłem kilka ważnych myśli, dzięki czemu wiem, co zrobić z nimi dalej. A droga przede mną zapowiada się długa, wyboista i kręta (pewnie jeszcze biegnie nad przepaścią). Ale teraz wiem czego chcę, bo już nie chodzi o jakieś skrywane rozważania czy pragnienia, teraz chodzi o dopełnienie wypowiedzianych słów! 

I na koniec krótki bilans:
Korzyści - wiele (jak wiele okaże się z czasem).
Straty - brak, no może jedna...

Środa, 6.50 rano, budzik dzwonił prawie półtorej godziny temu. 
- Cholera, zaspałem do pracy! I jeszcze czekam mnie dzień w trybie zombie. 

Ale i tak warto było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz